Po drugiej wojnie na Ponidziu – fragmenty niepublikowanej książki Tomasza Jaklewicza Czas jak Nida płynie
Jak przedstawiał się obraz wsi ponidziańskiej zaraz po wyzwoleniu? Na pewno nie tak kolorowo jak przedstawiali to pseudopamiętnikarze z szeregów Armii Ludowej, opisując roześmiane kobiety stojące przy drodze i wręczające maszerującym radzieckim żołnierzom kwiaty.
Szarbków 11 stycznia 1945 roku. Ze wsi uciekł już w nocy z piątku na sobotę oddział stacjonujących tam od dłuższego czasu Niemców. Na brzegu lasu pozostał wielki ciężarowy samochód, kryty brezentem wyładowany po brzegi zapasami żywności dla wojska. Pozostało również dwu strażników niemieckich pilnujących samochodu.(?)
W niektórych chałupach Szarbkowa pozostali jedynie gospodarze, przerażeni ale gotowi bronić tego co jeszcze zostało z ojcowizny. Kobiety, dzieci, w większości, wcześniej poukrywały się w lesie, niekiedy w zapobiegliwie wykopanych ziemiankach.
Rosjanie weszli do wsi o brzasku. Dzień był mroźny, śnieg skrzypiał pod żołnierskimi butami. (?)Nie poznał po mundurze kto starszyzna, kto szeregowy. Długie, w większości nie obrębione szynele, worki przewieszone przez plecy, zawiązane wiązane sznurkiem, pepesze czasem też na sznurku. Twarze różne, obok wystających kości policzkowych, skośnych oczu, wielu blondynów, obok cherlaków rosłe chłopy, obok posiwiałych dziadków, młode wyrostki.
O drzwi oszronionych drewnianych chałupek zadudniły kolby karabinów. Nu gaspadin, otwiraj skorej! niosły się głośne wrzaski. Zza szyb chałup na kolejna falę żołdactwa wyglądały gdzieniegdzie przerażone twarze kobiet, które pozostały z mężami pilnować dobytku, mimo strachu przed wojskiem, jakimkolwiek. (?) Tu i ówdzie w uchylonych drzwiach chałupy pojawiła się sylwetka gospodarza, nieraz z siekierą w ręce. Takiego odważnego szybko studził z zapału cios kolbą w zęby, kopnięcie w brzuch, po którym niejeden długo nie podnosił się z polepy. Wodku jest?!, Dawaj sało!, Kuda Berlin!. Sołdaci wyzwalali także mieszkańców z butów, odzieży, zapasów jedzenia, wszystkiego co mogło być przydatne do przeżycia.(?)
Stanisław Ryczek z Unikowo wspominał: Do mojej kuzynki Stanisławy Polak z Galowa wpadł jakiś sołdat. Czysty Mongoł, krzyczał – dawaj wodku! – Gdy rozłożyła ręce, kręcąc głową, że nie ma, przeszył ją na oczach męża serią z automatu. Wybiegł z domu i pognał za resztą swoich. Nikt by go nie rozpoznał.
Niemcy, którzy do końca pilnowali samochodu z zapasami żywności, dopiero po wejściu Rosjan rzucili się do ucieczki. Zgubiło ich wrodzone posłuszeństwo rozkazom. Jednego z Niemców dogoniono już w lesie, na pagórku niedaleko wsi. Rosjanie otoczyli go kręgiem, bijąc kolbami, kłując bagnetami. Niemiec coś musiał im tłumaczyć, bo gestykulował, pokazywał rękami. Później ściągnął płaszcz, jeszcze powyjmował coś z kieszeni spodni, co pozabierali żołnierze. Uklęknął pod drzewem, a jeden z Rosjan, zapewne starszyzna, bo w lepszym szynelu, strzelił mu w kark z rewolweru.
Niemiec, mężczyzna około czterdziestoletni, nie zginął od razu, choć kula wyszła mu przodem twarzy wielką dziurą. Po odejściu Rosjan zaczął się ruszać, coś mamrotał, można było zrozumieć słowa: Mutti. Wzywał matki. Wyglądał strasznie. Z oczodołu na żyłce, czy strzępie mięsa zwisało mu wyłupione pociskiem oko. Szybko gęstniejąca na mrozie krew zastygła mu na twarzy niczym maska. Przylepiło się do niej igliwie, mech, gałązki, kryształki śniegu. Próbował wstać. Przewracał się z boku na bok. W końcu znieruchomiał. Z ust ciekła mu krew i wymiociny. Konał długo. Czyjeś oczy oglądały agonię zza krzewów. Lecz nikt do niego nie podszedł.(?)
Jeszcze przed wieczorem zwłoki obdarto do naga. Trup leżał na brzuchu, na śniegu czerwonym od krwi. Nerwowo przyskakiwały do niego wrony.
Drugiego Niemca, Rosjanie wywlekli z chałupy w Szarbkowie, gdzie prosił by go ukryto. Dostał również kulę w kark. Także i jego obdarto z ubrania. Ludzie wzięli zielony sukienny płaszcz, podkute buty. Na trupa rzucono jakieś odznaczenia z kurtki mundurowej. Jeden z mieszkańców Szarbkowa wspominał: Leżał tak goły jak byczek, w środku wsi, parę dni. Ziemia była zamarznięta, nijak było wyryć dół. A, że dziewuch tam dużo chodziło do studni po wodę, to w końcu go ktoś zagrzebał.
Samochód, którego pilnowali nieszczęśni żołnierze, stał trzy dni pod lasem. Obok niego otwarte worki z kaszą, skrzynie z konserwami. Nikt na wsi mimo olbrzymiego głodu, tego nie ruszył, gdyż poszła plotka, że Niemcy zatruli żywność. W końcu przyjechała radziecka ciężarówka, która wzięła niemiecki pojazd na hol i wywiozła nie wiadomo gdzie.
Obu Niemców pochowano tam gdzie zginęli. W połowie lat osiemdziesiątych ubiegłego wieku, przy kopaniu piasku nieopodal baru w Szarbkowie wykopano szkielet Niemca, tego który próbował się ukryć w chałupie. Starsi mieszkańcy dobrze to pamiętali. Padła propozycja, by szkielet zanieść do szkoły jako eksponat historyczny. Jednak zwyciężył argument, by pochować go obok kolegi leżącego pod lasem. Wsadzono kościotrup w foliowy worek po nawozach i zagrzebano pod lasem. Nieopodal miejsca pochowku Stanisław Ryczek znalazł okrągły medal należący do któregoś z zabitych. Na jednej stronie swastyka na tle wojskowego krzyża, na drugiej po niemiecku napis: Za udział w wojnie 1939 roku.(?)
Opowiadał ongiś mój ojciec, że kolejna mogiła, tym razem wspólna, Niemca i Rosjanina znajduje się przy drodze koło cmentarza, w miejscu gdzie wychodzi się z Pińczowa na tzw. Ścigna. Podczas styczniowego parcia Rosjan na zachód, Niemiec ukryty w jakiejś jamie wystrzelił z pancerfausta do młodego żołnierza rosyjskiego, Pocisk rozerwał go prawie na połowę. Wyszarpał mu całkowicie pośladki. Niemiec również zginął. Zastrzelony pozostał w jamie. Obu żołnierzy po paru dniach przysypano w niej ziemią. Leżą tam do dziś pogodzeni na wieki, zabójca i ofiara. (?)
W styczniową noc 1945 roku, pod lasem na Włochach, spadł zestrzelony samolot myśliwski niemiecki. Zginęło w nim dwu pilotów. Siła uderzenia była tak wielka, że oderwany silnik leżał kilkadziesiąt metrów dalej. Pilotów pochowano pod figurką Matki Boskiej, w Pasturce tuż przy szosie do Buska. Wkrótce po wojnie zwłoki wykopano. Martwych Niemców poległych na odcinku Chruścice – Włochy oraz w innych okolicznych miejscowościach pochowano w zbiorowej mogile na błoniach we wsi Włochy. Było ich 42 młodych mężczyzn. Sołtys Włoch rok po pochówku zawiadomił o tym fakcie władze. Kartka wyrwana z zeszytu, na której sołtys złożył meldunek o wspólnym pochówku niemieckich żołnierzy i Polaka, chorego umysłowo, trafiła do archiwum pińczowskiego.
W latach osiemdziesiątych podczas kopania piasku na błoniach, wykopano puszkę po masce gazowej, którą złożono do zbiorowego grobu poległych Niemców. W puszce zachowały się tzw. nieśmiertelniki – znaczki tożsamości poległych Niemców. Niestety przez nieświadomość nikt nie zadbał o ich zabezpieczenie. Bawiły się nimi dzieci we wsi.