Serwis Internetowy Miasta Pińczów

 XII Bieg na Grochowiska – zaproszenie

0 komentarzy

Fragment książki Tomasza Jaklewicza: Czas jak Nida płynie

5 października 2023 | Tomasz Jaklewicz, Tomasz Jaklewicz | Wyświetleń: 1 292

Fragment książki Tomasza Jaklewicza: Czas jak Nida płynie

 

Rok 1945 na Ponidziu

Jak wspominała Alberta Wielopolska we Wspomnieniach o losach Wielopolskich : ?władze na opiekuna szczątków archiwum i biblioteki chroberskiej (zdewastowanych przez wojsko sowieckie w połowie stycznia 1945.) wyznaczyły jej męża Gerarda Labudę, jej samej jednocześnie natomiast zagrożono aresztowaniem, o ile nie opuści Chrobrza. Tak osobliwie działały władze powiatowe już po fakcie tych olbrzymich zniszczeń. Ówczesne władze powiatowe nie wystąpiły przeciwko temu procederowi w trakcie jego trwania, wręcz go naśladowały np. rekwirując wyposażenie domów, dworów, w tym z Chrobrza, na prywatne potrzeby, zabierając produkty żywnościowe, odzież, wódkę, ubrania, uprząż, artykuły medyczne itd. Nowe władze powiatowe, mimo totalnego braku godności, nie cieszyły się uznaniem czerwonoarmistów. W wypadku prób jakichś nieudolnych interwencji, dobrze było, gdy skończyło się na zruganiu przez bojców: Ty starosta, choj z tobą. Zamknij mordę durak. Ruki po szwam!  Ludność Ponidzia cierpiała z powodu obecność jednostek Armii Czerwonej na terenie powiatu jak i Pińczowa ponad osiem miesięcy, od stycznia aż do końca września.

Mimo panującego terroru, zachowały się liczne skargi na nadużycia ówczesnych władz powiatowych, w tym także opisy szokujących dziś swą prostotą i siermiężnością przypadków jak np. zastrzelenie przez czerwonoarmistę człowieka, który nie chciał oddać butów, które miał na nogach i ściągnięcia przez czerwonoarmistę tych butów trupowi. Nikt nie wystąpił o ukaranie żołnierza. Jakimś wytłumaczeniem może być fakt, że tego rodzaju rabunków, gwałtów była w owym czasie plaga, idąca w dziesiątki tysięcy.

Jednym z takich rabunków było na przykład zrabowanie w Chrobrzu z prywatnego mieszkania, już po wyzwoleniu w końcu stycznia, przez partyzantów z AL srebrnych platerów i sztućców stołowych będących prezentem ślubnym dla żony ogrodnika Wielopolskich – Scholastyki Kucharskiej.

Płaczącej, okradanej kobiecie, towarzyszka partyzant   zabierając ten wykwintny sprzęt stołowy, absolutnie bezużyteczny w lesie powiedziała: Chłopcy w lesie nie mają czym spożywać posiłków.

Towarzyszka partyzant słynęła ze skłonności do złodziejstwa, nawet na tle naprawdę nieprzebierających w rekwirowanych cudzych dobrach, partyzantów Zygmunta Bieszczanina. Jak wspominali starzy mieszkańcy Chrobrza, podczas okupacji, gdy nocą pojawiała się na rekwizycję w Chrobrzu, w wysokich czarnych oficerkach, mundurze 
i rogatywce, przez wieś przebiegała groza.

Jeszcze tragiczniej wyglądało to podczas tzw. Republiki Pińczowskiej. Rekwizycje na Armię Ludową odbywały się nawet za dnia. Zamożniejsi gospodarze uprzedzeni przez sąsiadów, że koguciarze nadchodzą – gdyż tak popularnie na Ponidziu zwano partyzantów ludowych, z racji zamiłowania do drobiu, oczywiście cudzego –  tak jak podczas najazdów tatarskich, okręcali krowie łeb workiem i ciągnęli jak najszybciej za postronek do lasu, w pole, byle dalej. Gospodynie porywały na ręce prosię, kurę czy królika. Dziadki, babki i dzieci już bez instrukcji, bez rozpytywania, łapały pośpiesznie, co się dało: pierzynę, worek z kaszą, stary saganek, zardzewiałą podkowę zawieszoną nad drzwiami na szczęście,  nawet psa czy kota i wszyscy uciekali,  jak kto zdołał w chaszcze i wikle nad Nidą. Inni gospodarze, ubrania, buty, worek z kaszą czy mąką, cenniejsze rzeczy, nauczeni wcześniejszym doświadczeniem, ukrywali zawczasu w skrytkach pod zapolem stodoły czy zabezpieczone i zakopane w gnojowniku.

Trzeba w tym miejscu oddać sprawiedliwość, że towarzyszka partyzant miała niebywały talent do wyszukiwania tego dobytku. Zazwyczaj bezbłędnie, niczym owczarek niemiecki kierowała swe kroki do kupy gnoju wyrzuconego z obory i wskazując ją pomocnikom, nakazywała rozkopać. Po paru dziabnięciach widłami ukryty dobytek zostawał ujawniony i przejęty: Na rzecz walki o wolną Polskę. Tak towarzyszka tłumaczyła czasem rekwizycję  szlochającej starowince, która nie miała sił uciekać z chałupy w chaszcze.

Towarzyszka partyzant czyściła równie bezbłędnie domostwa. Jak wspominała mieszkanka Chrobrza, będąca w tym czasie młodą dziewczyną: Siedziała kura pod stołem na jajkach, nie uszła złodziejskim oczom, S. ukręcała jej łeb, a jajka do koszyka nie patrząc nawet czy zbuczałe, szmata jakaś ostatnia wisiała na drągu, nawet nienadająca się psu do budy, też wędrowała do wora, dzieża z nastawionym ciastem została w komorze, brali dzieżę z ciastem pomocnicy, pierzyna przyda się w lesie, siekiera też. Nawet z rozpędu i pług,
i wialnia ze stodoły potrafiły wywędrować, pewno miały służyć partyzantom do atakowania Niemców.

Towarzyszka partyzant po wojnie, jako ideowa bojowniczka komunistyczna opuściła swą wieś Aleksandrów i wyjechała do Ameryki, tam dalej walczyć o socjalizm i krzewić szczytne idee Lenina.

Podczas przejazdu zwycięskiej Armii Czerwonej, na trasie przejazdu przez powiat, uprzedzone wsie wyludniały się w panice, szczególnie kryły się kobiety zarówno młode, jak i stare. Wieści o pladze najokrutniejszych, najczęściej zbiorowych gwałtów daleko wyprzedzały nadchodzące wojsko. Były wypadki gwałtów na dziewczynkach i morderstw
o charakterze seksualnym, okrutnych, bezmyślnych okaleczeń dokonywanych na zgwałconych ofiarach, jak wydłubanie oczu. Książka Konrada Rokickiego i Sławomira Stępnia; W objęciach wielkiego brata  podaje bardzo drastyczne wypadki, także z Pińczowa, np. Donoszę, że w nocy z dnia 26 na 27 bm. [19]45 r. wtargnęło dwóch żołnierzy rosyjskich. Po wtargnięciu żołnierze ci sterroryzowali mnie, przykładając mi broń do głowy
i grożąc wywozem do Rosji (…). Żołnierze ci twierdzili, że walczą trzeci rok o Polskę, więc mają prawo do wszystkich Polek i że przyszli tu z polecenia komendanta. (…) poczęli terroryzować żonę, przykładając jej rewolwer do ust, kopiąc, ciągnąc za włosy i żądając przy tym kategorycznie oddania córek. Kiedy żona oświadczyła, że absolutnie nie odda córek, wtedy ciągnąc ja za włosy, wyciągnęli na podwórko z mieszkania, gdzie w bestialski sposób, rzucając ją o ziemię, zgwałcili. Przy czym nadmieniam, że żona w owym czasie była chora gdyż przechodziła grypę, liczy 52 lata, mimo tego tak postąpili.

Należy  zapamiętać bohaterskiego chłopca  Mariana Ozdobę z Pińczowa.  Czterech pijanych krasnoarmiejców wtargnęło do domu rodziny Ozdobów, przy małej uliczce koło dzisiejszego budynku poczty. Wyrwali z rąk Marii Ozdobie małe dziecko, które karmiła, odrzucając je w kąt pokoju i usiłowali matkę zgwałcić. Najmłodszy  syn Marian zasłonił ją swym ciałem. Sołdaci podziurawili go po prostu kilkakrotnie bagnetami, najbardziej masakrując twarz dziecka. Czasy były takie, że aby nie prowokować represji, na nagrobku bohaterskiego chłopca, znajdującym się na pińczowskim cmentarzu umieszczono jedynie datę urodzin i śmierci. Dopiero później najbliżsi umieścili napis, również z wiadomych względów niepełny: Ozdoba Marian żył lat 13, zginął w obronie matki 3.07. 1945.

W lipcu 1945 roku w Pińczowie doszło do takiej sytuacji, że nawet ludowa milicja została zmuszona do rozbrojenia grupy żołnierzy radzieckich na skutek ich : ?niewłaściwego postępowania. Jeden z milicjantów został w trakcie zajścia raniony. Za enigmatycznym zwrotem sekretarza starosty niewłaściwego postępowania kryły się gwałty, kradzieże, mordy, takie jak w gminie Topola gdzie oficer radziecki zastrzelił jednego z mieszkańców by zrabować jego rzeczy. W trakcie konwojowania go do więzienia w Pińczowie, uciekł w lasy chroberskie, gdzie został też zastrzelony w wyniku obławy.

W okolicy Pińczowa zdarzały się także, wcale nie sporadyczne, gwałty na mężczyznach dokonywane przez kobiety czerwonoarmiejki,  konwojujące wielkie stada bydła przeprowadzanego z Niemiec do Rosji. Jeden z bardziej znanych gwałtów dokonany był na miejscowym agronomie, który został zatrzymany jadąc z żoną bryczką. Pod lufą pepeszy i na oczach uwięzionej żony, musiał spełnić żądania grupki rozwydrzonych pasterek. Władysław Kołaczkiewicz wspominał ten czas gdy przedzierał się w ojczyste, pińczowskie strony: Największy postrach budził kilkusetosobowy oddział kobiecy, który nie przepuścił żadnemu mężczyźnie. Oddział ten gwałcił niemiłosiernie, wejść mu w drogę  to było wielkie ryzyko.

 Co sprytniejsi parobczaki nawet dobrowolnie wdawali się w konszachty
z pasterkami licząc, że za swą ciężką pracę na ich rzecz, zostaną wynagrodzeni niemiecką krową. Jednakże należy dodać, że czyn taki wymagał nie lada heroizmu i samozaparcia, gdyż pasterki były  zwykle niesamowicie brzydkie, grube, zniszczone frontowym życiem, samogonem, machorką, a zawsze przy ognisku była ich niemała grupa, po siostrzanemu dzieląca się wszelkim dobrem.

Przezorni gospodarze z drobniejszego inwentarza szczególnie ukrywali kozy, na które sołdaci byli bardzo łakomi, wcale nie ze względu na mięso. Jeszcze wiele lat po wojnie krążyło wiele opartych na prawdzie dowcipów na ten temat, aczkolwiek ci, którzy zetknęli się z radzieckimi pasterkami, niejako rozgrzeszali bojców z ich nieraz dziwnych skłonnosci. 

Żołnierzom, będącym notorycznie pod wpływem alkoholu, puszczały wszelkie hamulce. Na wozach drabiniastych, na platformach samochodów, między klatkami
z kurczakami, zrabowanymi rowerami i dywanami, w biały dzień kotłowali się ze swymi czerwonoarmiejkami. Nieraz te pochody przekraczały wszelkie granice czarnego humoru, gdy oni sami prezentowali się w zrabowanych cylindrach i parasolami pod pachą, a ich krasawice występowały w szlafrokach i koszulach nocnych, jako wykwintnym stroju dziennym.

W okrucieństwie czerwonoarmistom nie ustępowali niczym przedstawiciele nowej władzy ludowej. Adam Zawartka wspominał, jak UB z Miechowa po obławie na żołnierzy AK w 1945 roku tak potraktowała żołnierzy podziemia, Józefa Kulę z Sancygniowa
i Franciszka Koniecznego z Chmielowa: Pierwszy leżał Konieczny. Zęby miał wybite. Naokoło porozrzucane papierosy, koszula na nim potargana, zakrwawiony, nie żył. Dziesięć metrów niżej leżał Kula, głową do ziemi, przykryty kożuchem. W kołnierzu, z tyłu głowy, dwa otwory po strzałach, chyba z bliska. Miał kłutą ranę skroni, mózg wypłynął… Pełno ran.

Powojenni przedstawiciele nowej władzy ludowej swe rządy zaprowadzali bezlitośnie.  Podobnie, jak i za okupacji. Janusz Kucharski w swej ciekawej książce Wspomnienia z Chrobrza z lat 1938-1948, zadał kilka retorycznych pytań Zygmuntowi Bieszczaninowi, dowódcy partyzantów AL na terenie Ponidzia, który szczególnie często przebywał w okolicach Chrobrza, w tym czasie. Między innymi: Kto wielokrotnie rabował młynarza z Chrobrza? Gdy oficerowie z AK pińczowskiego przepłoszyli rabusi, rabunki ustały. Po wojnie młynarz oskarżony za napad na rabusiów we własnym domu, został skazany na siedem lat więzienia. Tak działała ludowa sprawiedliwość.

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *


Masz pytania? Napisz do nas:
redakcja@pinczow.com